
Ruch #MeToo uświadomił nam wszystkim, jak wielka jest skala przemocy seksualnej, której nikt nie ściga, której się nie penalizuje, której się nawet nie zauważa. Uświadomiliśmy sobie, że ciało kobiety nie należy do niej, że kobiety i dziewczynki można dotykać, by się podniecać, można potraktować kobiety przedmiotowo, by czerpać satysfakcję seksualną. Nie trzeba prosić o pozwolenie, by dotknąć kobiecej skóry, włosów, ust czy miejsc intymnych. Kobieta jest traktowana niczym towar na straganie, który dotyka się i sprawdza jego jakość. Kobiece ciało należy do każdego, dopóki się jej nie zmasakruje. Nawet gwałtowi musi towarzyszyć skrajna i łatwo zauważalna przemoc, by sprawca mógł zostać osądzony. Możni tego świata, prezydenci wolnego świata mogą przyznać, że lubią łapać obce kobiety za piersi, czy wkładać im ręce w krocze. Kobiece ciała należą do kobiet i wreszcie należy to przyznać. Nie Twoje ciało, wiec nie ruszaj, dopóki nie dostaniesz pozwolenia! Jeśli jako społeczeństwo nauczyliśmy się, że jedynym sposobem na niwelowanie molestowania seksualnego w miejscu pracy, jest przerzucenie obowiązku dowodzenia niewinności na pracodawcę odpowiedzialnego za warunki pracy, to możemy się też nauczyć, że kobieta ma prawo decydować o swoim ciele, a partnerzy seksualni muszą być pewni, że kobieta chce kontaktu seksualnego. Jeżeli jesteśmy w stanie uczyć dziewczynki i kobiety, jak unikać przemocy seksualnej, to możemy też uczyć i wychowywać chłopców i mężczyzn szacunku dla kobiet i ich integralności cielesnej. I temu na służyć nowe prawo.